wtorek, 31 sierpnia 2010

Historia pewnej znajomości.

Czy ktoś wie, kim jest ten facet? Hm, trzeba odpowiednio długo życ, żeby pamiętac. Otóż, proszę państwa, przedstawiam, Engelbert Humperdinck, do usług. A kto to? Noo, przepraszam, kto nie kojarzy "Last Waltz" albo "Release me"? Wielka gwiazda i rywal Toma Jonesa.
Pamiętam zamierzchłe czasy, kiedy jego przeboje grało radio o magicznym, zielonym oku. A plotki ze świata gwiazd czytało się na ostatniej stronie "Kobiety i życia". I to był jakiś niesłychanie odległy świat...
Aż tu... po wielu latach i na drugim końcu świata zostaliśmy zaproszeni na koncert i na przyjęcie po koncercie przez znajomego - druha przybocznego owej gwiazdy. Koncert był wycieczką w młodośc, ale trzeba przyznac, że robił wrażenie. Znak charakterystyczny - czerwona chusteczka, po wytarciu utrudzonej brwi, rzucana na widownię i tam łapana przez rozentuzjazmowane kobity, podobno włóczące się po całym świecie za swoim idolem. Mnie reflex zawiódł, chustki nie mam.
Po koncercie udaliśmy się na zaplecze, bynajmniej nie w celu noszenia pudełek i kabli, ale jako szanowni goście. Eduardo (nasz przyjaciel) przedstawił nas onej gwieżdzie. Prawie jak u królowej angielskiej. I okazało się, że to fajny facet, bardzo sympatyczny. Zaskoczył mnie totalnie, kiedy nadmienił, że wie o moich kłopotach zdrowotnych ( hello, Eduardo, znany też jako BBC). Okazało się, że nasza gwiazda zajmuje się rownież energo terapią. Specjalizacja - leczenie dzieci z AIDS. Zostałam więc zaholowana do garderoby Mistrza, usadzona przed toaletką z pudrami i świętymi obrazkami. Miałam zamknąc oczy i się skupiac, a Mistrz odczyniał egzorcyzmy. Ale nie bardzo mogłam się skupic, bo po pierwsze trochę mnie to śmieszyło, a po drugie, myślałam, jakie to dziwne, kto by pomyślał, ileś lat temu w polskiej mieścinie, że nasze dwie galaktyki mogą się spotkac. Nie wiem czy mi to odczynianie pomogło, ale w każdym razie ładny gest z jego strony.
Potem byliśmy na urodzinach jego córki, Julie, gościliśmy Engelberta u siebie (kotletem schabowym, jakby inaczej). Podarowałam mu też makatkę, wyhaftowaną polską wycinankę z kogutkami i lelujami. Może ma jeszcze gdzieś w piwnicy, to sobie popatrzy jak idzie po słoik ogórków (ha, ha, ha, ale śmieszne). Teraz jakoś nie przyjeżdża do Vegas, to i znajomośc wygasła. Ale kto wie...

A tutaj filmik. Acha,  i zapewniam, że ta baba z kwiatkami to nie ja......


Coś mi się tu bałaganu narobiło.

2 komentarze:

  1. no jeżeli u niego "piwnica" to najlepsze miejsce w domu to prezenty tam zawędrują :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Joasiu zapraszam do udzialu w blogowej zabawie "Lubie" - szczegoly u mnie na blogu:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń