sobota, 4 września 2010
Poranne manewry.
Dochodzi piąta. Jeszcze sloneczko nie wyszło zza Sunrise Mountain i nie widzi, co się dzieje w pewnej chałupie. Co prawda "chłopy nie szczo" jak w "Konopielce", ale za to pieski zrywają sie dziarsko na poranne manewry. Ulubionym cwiczeniem jest skok znienacka na ludzki, śpiacy brzuch w celu sprawdzenia refleksu i zaworów państwa. Następnie biegi z przeszkodami na azymut w poprzek łóżka, połaczone z deptaniem. Przebieg przez chałupę z tupotem. Próba chóru w szczekaniu na potęgę. I ulubione skoki trampolinowe po brzuchu. Na zakończenie toaleta poranna, czyli wylizanie całej twarzy z przypadkowym, naturalnie, zahaczeniem zębem o nos. Na tym etapie pan zaczyna wydawac z siebie dziwne bulgoty, pani nie ryszyłyby ruskie czołgi. Dochodzi siódma rano, utrudzona trzoda pada pokotem na pierwszą dzienną drzemkę. Zaczyna się następny dzień...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hi, hi... bardzo obrazowo to opisałaś:-)
OdpowiedzUsuńFajna taka pobudka;-)
Moja sunia jest niskopodwoziowa (jamniczka znaczy) i trudno jej wskoczyć na łóżko, bo nieco już wiekowa, więc budzi nas śpiewem tylko:-)
A potrafi śpiewać, oj potrafi!
Serdecznie pozdrawiam i życzę udanej niedzieli.
ale macie fajnie:)
OdpowiedzUsuńO matko kochana! Rozśmieszyłaś mnie :-DD
OdpowiedzUsuńAle... nie zazdroszczę! ;-)