czwartek, 2 września 2010

Shibuya, ma ulubiona.

Dostałam w prezencie kolację w ulubionej japońskiej restauracji, o której wspominałam niedawno. Nie mogę się powstrzymac, żeby nie zaprezentowac przysmaczków.
Oto słynna salatka z krabów Kani, podawana na małym akwarium. Rybka oczywiscie, żywa, pływa sobie żwawo w sloiku.
Marynowana rybka z chili i suszonymi wiórkami z cebulki, a na drugim planie tatar z tuńczyka z avokado. Sushi, ma się rozumiec.
No i uwieńczenie obiadu, pyszny deserek, a mianowicie panna cotta z malinowym musem, mus czekoladowy z lychee i lody w różowej oslonce z mochi (z mąki ryżowej slodkawa galaretowata masa) (bitumiczna jakby pewnie dodał mój syn). Reszta frykasów to skirt steak z australijskiej wolowinki z grzybkami i specjalnym sosikiem, sałatka z ogórków i marynowany inny rodzaj rybki. Czyli tasting menu, wszystkiego po trochu, szef kuchni poleca. Wszystko przepyszne, nie mam siły dalej pisac, muszę złożyc swoje nażarte po kokardę zwłoki byle gdzie, byle horyzontalnie. Idę zobaczyc, czy zostało dla mnie trochę miejsca na łóżku. Może się wcisnę między psami.
Posted by Picasa

1 komentarz: