piątek, 28 stycznia 2011

Hurra,wygrałam i takie tam.

Kilka dni temu dzwoni do mnie moja ulubiona chemo-pielęgniarka, Stefanie z komunikatem: Joanna, wygrałaś quilt. No coś takiego! Otóż w moim Cancer Center organizacje charytatywne robią rózne rzeczy dla chorych, między innymi szyją patchworkowe kołderki, które są losowane co miesiąc. Wrzuciłam swoją karteczkę juz dawno, więc pewnie się plątała po puszce jak ten samotny, biały zagiel, ale w końcu doczekała się swojej kolejki. Kołderka jest wiosenna, fioletowo- zielona z cytatami z Biblii. I to się nazywa metafizyczna dziwność istnienia, żeby w mieście grzechu, jaskinii hazardu i czego tam jeszcze, jedyne co wygrać to  świątobliwą kołderkę........


 Z innych nowości, to hmm, chyba to juz wiosna....

 A to największa rozrywka. Jasiu i Ziutek zwołują meeting. Siedzą pod murem i szczekają. Za tylną ścianą mieszkają dwa dobermany, a z boku dwa Jack Russel terriery o imionach Milo i Elvis, jeden Yorkie, imię nieznane redakcji i wielorasowa Trixi. Jak się juz zwołają na zbiórkę, szczekania jest co niemiara, Ziutek skacze na wysokość muru, dobermany się przewieszają na naszą stronę. Boczna banda skacze, tylko palmy łopoczą. Martwi mnie tylko, jak któregoś dnia Ziutek pobije swój własny rekord i opamięta się u dobermanów w gościnie, to z dupy może być jesień sredniowiecza......Oczywiście Ziutkowej.....

P.S. Jutro mam w planie lecieć do Stitcher's Paradise. Fotoreportaż w drodze.

1 komentarz: