poniedziałek, 7 czerwca 2010

No i dopadlo nas...

LATO...
Wczoraj padł rekord. Od 1955 najwyższa temperatura 6 czerwca, uwaga, uwaga, 110 stopni F czyli 43 Celsjusza. A ja w kudłatej czapce. Teraz wiem, jak się czują psy. Ale dzisiaj już jeden stopień mniej. W środę już tylko 29 stopni, czyli wyciągamy swetry.
Sezon kąpielowy, ta dam, otwarty.
Współczuję tylko turystom na basenach. Już nie wspomnę o wejściu za jedne $100, ale stac w tlumie po kolana w wodzie, popijac drinki, odwadniajac się elegancko, spalac skórę na wiór i jeszcze się cieszyc, to trzeba miec zdrowie. No ale, Vegas, baby, zobowiazuje!

1 komentarz:

  1. też bym chociaż postała w takim basenie. na razie pójdę pomoczyć nogi w brodziku pod prysznicem:)

    OdpowiedzUsuń