Uff, można w końcu powiedzieć. Oto nasza własna, prosto z Oregonu choinka. I nawet pachnie!!!!Wzbudziła ogromne zainteresowanie wśród zwierzyny. Od razu chłopaki rzucili się poobgryzać troszkę igliwia, ale to dobrze, kaszlu nie będą mieli po tych sosnowych delicjach.
Wigilia też już gotowa, a nawet obawiam się, że na uroczystą kolację zostaną nam właściwie resztki, bo rodzina dzielnie futruje pod pretekstem próbowania, co się tylko da.
W tym momencie serniczek pewnie troszkę opada w piekarniku. Pierniczek mu dzielnie sekunduje. Barszczu wielki gar może dotrwa do Wigilii, uszek nie jestem pewna. Pierogi jemy już drugi dzień, było ich na pewno ponad 200, jeszcze trochę po dnie miski się plącze. I zaznaczam, że nie dożywiamy pół wsi, tylko 3 osoby, ale za to jakie żyrne.Na polu robótkowym zwycięstwo pod Stalingradem. Anemony skończone, aż wstyd się przyznać ile trwało to dłubanie, teraz jeszcze z półtora roku i może się doczekają jakiej oprawy. Patrząc na cuda na różnych blogach, chowam ogon pod siebie ze wstydu. Mogę tylko pokazać kiedyś wydziergany " Christmas in Rocky Mountains" Marty Bell oczywiście.
I Miśki - Mikołajki. Ale na pewno się poprawię na następne święta, chyba dla pewności zacznę już od 2 stycznia.
A na razie dla wszystkich serdeczne życzenia. Cudnych świąt w blasku świeczek i bombek, tych wlasnoręcznie zrobionych i tych kupionych. Z bliskimi. Z przyjaciółmi. Żeby było zdrowie i dobry humor, mało problemów i dużo radości. Nowych wirtualnych przyjaciół i kontynuacji przyjażni w realu.
Od nas, ludziów i Zająca Antolka, Starszego Zająca Jasia, Reniferka Ziutka i Sarenki Broni.
Wesołych Świąt!